waga: 48,4 kg
nie liczę kalorii, po prostu staram się rzadko, mało jeść, kalorie mnie stresują. nie lubię limitów, ani stawianych mi granic, gdyż jestem wolnym człowiekiem, bez ograniczeń i po prostu trzymam się diety opartej na danych owocach, warzywach i tak dalej. zrobiłam dzisiaj ciastka, nie wyszły tak jak miało być, ale były bardzo niskokaloryczne, więc skosztowałam cztery, może z 20 kcal na te cztery sztuki by było, albo i mniej. rano zjadłam grejpfruta, co właściwie też nie ma czegokolwiek niekorzystnego. nie walczę już z jedzeniem, po prostu nie jem i udaje mi się. trzeci dzień jest dobrze, czuję, że jestem na dobrej drodze. dzisiaj idę pobiegać, będąc owiniętą w folię, znowu się zdyszę, zmęczę, spocę, ale właśnie o to chodzi. zakwasy mam do teraz. postawiłam na sport na zewnątrz, nie lubię ćwiczyć w domu. prawdopodobnie w tym tygodniu jeszcze pojadę na rowery na dwie godziny, lub dłużej, co bardzo przysłuży mojej diecie. jestem coraz bardziej zachęcona do osiągnięcia ideału.
słyszę głos, ujawniający się poprzez mój oddech. on mówi mi dobrze, że mam walczyć, że dobrze mi idzie i, że coraz lepiej daję sobie radę. niedługo będę potrafiła sama się tak motywować, jak wcześniej, lecz teraz, potrzebny mi ten szept, który podpowiada co jest dobre, a co złe. tym szeptem jest Ana i wiem, że to ona, bo sama utworzyłam ją w swojej podświadomości.